Dziś na celowniku z lekka burżujski produkt, choć łatwo dostępny na rynku, co czyni go burżujstwem co najwyżej drobnomieszczańskim - kuliste praliny Lindor w wersji białej, produkowane przez szwajcarską firmę Lindt & Sprüngli. Firma ta została założona w 1845 roku, prowadzona przez panów Sprüngli, później w toku zawirowań dziejowych dokonali przejęcia zakładu pana Lindt'a co wyjaśnia już całą nazwę. Firma jest znana w Europie i Stanach Zjednoczonych, a jednym z jej produktów, zaprezentowanych ok 1955 roku i wprowadzonych na stałe w 1969 roku są właśnie kulki Lindor.
Obecnie występują one w wielkiej mnogości (nie umywając się, co rzecz oczywista, do asortymentu KitKatów) smaków i kolorów. Na stałe lub okazjonalnie pojawiło się co najmniej 21 różnych wariantów, w tym biały, biały waniliowy, biały szampański, biały stracciatella i biały cytrusowy.
Do rzeczy
Każda kulka Lindor jest pakowana osobno w folię zawijaną z dwóch stron jak zwykły cukierek. Kulki mają średnicę około 25mm i ważą około 12gramów. Konstrukcja ich jest następująca: twarda skorupka czekoladowa zawiera w sobie miękkie, elastyczne, ale nie płynne nadzienie oraz... powietrze (składu nie badałem, ale gazów szlachetnych pewnie nie używają). Co bardzo istotne, nie należy przechowywać kulek w wysokiej temperaturze, jest to bowiem czekolada bardzo delikatna, a krem będący w środku już absolutnie nadwrażliwy na ciepło. Przed konsumpcją (to jest burżujski odpowiednik "zeżarciem") czekoladki warto włożyć ją do lodówki na kwadrans.
Biała czekolada na powierzchni kulki jest bardzo delikatna i zupełnie jednolicie kremowa w smaku. Aromatyzowana w sposób nienachalny oraz bardzo słodka. Nadzienie to wręcz sam krem śmietankowy, mimo że jest dość stabilny, zupełnie nie płynny, trochę natomiast elastyczny. Słodki, śmietankowo-waniliowy, tłuściutki i subiektywnie chłodniejszy na języku niż warstwa zewnętrzna. Całość sprawia wrażenie jakby stworzona była do delektowania się wnętrzem. Czekoladowy wstęp mocnym akcentem białej czekolady nastawia nas na nieoczekiwanie kremowe wnętrze, które pozostawia po sobie słodkie wrażenie delikatności. Bardzo ciekawy koncept, choć może mieć przeciwników, jest bowiem trochę mdłe.
Reasumując, dostajemy dużą słodką czekoladową kulkę z oryginalnym nadzieniem, co czyni je bardzo słodkim, ale pozostawiającym pewne niedomówienie w postaci braku wyrazistości. Moja subiektywna ocena, uwzględniająca oryginalność kulek, ich słodki smak, ale i mdłe wspomnienie tłustości, wynosi 4,7/10 + szwajcarski czek bez pokrycia.
Dostępność
mam podobne spostrzeżenia do Twoich, również wyczułam tą tłustość nadzienia, która w połączeniu ze słodkością cukierka wydawała się być sprawcą delikatnych wręcz mdłości.
OdpowiedzUsuń